Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tej forsownej podróży? O ojcu ani wspomniał. Prawdopodobnie zanadto był szczery aby udawać rozpacz i łzy, wolał więc nic nie mówić. Nie mógł się powstrzymać od serdecznego śmiechu kiedy próbował wyleźć na kolosalne łóżko swoich przodków, gdzie jak mówił zmieściłby się obok niego pocztyljon z parą koni. Pytał się o drabinę, bo inaczej nie dosięgnie szczytu tej cytadeli, nareszcie rozpędził się z przeciwnego rogu pokoju i wskoczył na materace upewniając mnie, że jego przodkowie tylko tym sposobem dostawali się na posianie. Biedne dziecię bawiło się i śmiało mimowolnie. Rozmyślałem ze smutkiem dla czego ojciec jego urządził tak swoje życie, żeby śmierć jego sprawiała ulgę nietylko rodzinie ale synowi nawet, dla którego niegdyś wszystko myślał poświęcić.


CZĘŚĆ II.
LXI.

O ósmej Roger był już na nogach i poszedł do matki na wieżę. Ja miałem powierzony sobie nadzór nad porządkiem w czasie ceremonji. Ksiądz już nie młody, nie mógł czuwać przy zwłokach noc całą, zastąpił go więc poczciwy Ambroży i przesiedział w kaplicy do rana. Zastałem go na klęczkach jak prawdziwie pobożnego wieśniaka, ale zarazem chrapiącego w najlepsze z prawdziwie cygańskiem zaniedbaniem. Gdyby wioska Flamarande posiadała więcej mieszkańców, podwórzec zamkowy nie zmieściłby tłumu ludzi i górskich pasterzy, którzy zeszli z swoich szałasów dla przypatrzenia się pańskiemu pogrzebowi. Nie była to tylko czcza ciekawość z ich strony. Podchlebiało im to, że hrabia polecił wymurować grobowiec