Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z wieży do „zakątka“ i Gastona tam nie zastał, mógł szukać go i powrócić tutaj. Ale jeszcze jedna rzecz mogła stanąć na przeszkodzie. Ambroży Ivoine lubił późno w noc gwarzyć z Michelin’em paląc swoją nieodstępną fajeczkę. Michelin nic przed nim nie ukrywał, Esperance także. Ambroży świadomy postanowienia młodego człowieka, mógł czemprędzej pospieszyć do hrabiny i opowiedzieć jej co się stało.
Pobiegłem za młodą parą, ciekawy, jak Gaston spełni swój zamiar, i czy okoliczności sprzyjać mu będą.
Wszedłem do mego pokoju, położonego obok wielkiej sali jadalnej, używanej tylko podczas wielkiej uroczystości przez Michelin’ów, z zamiarem zapytania się o Ambrożego, gdybym kogo spotkał na drodze. Służąca wyszła naprzeciw mnie, pytając, czy czego nie potrzebuję, i od niej zaraz się dowiedziałem, że Ambroży sypiał teraz na wsi. Nazajutrz jednak powiedziano mi, że tej nocy nie chciał opuścić zamczyska i spał na sianie w stajni.
Otworzyłem okno u siebie. Wszyscy spali oprócz Michelin’a i dwojga zakochanych; okna wszędzie były pozamykane, nie mogłem uchwycić ani jednego słowa, chociaż sypialnia Michelin’a była bardzo blisko. Księżyc biegł w zawody z chmurami, chwytały go w swoje objęcia, to znów im uciekał. Psy poszły z bydłem w góry, tylko jeden staruszek został przy domu, a i ten już nie mógł szczekać chyba warczeć tylko. Zawołałem go do siebie, ugłaskałem, i po chwili zasnął u moich nóg.
Po godzinie dopiero usłyszałem wychodzącego Esperanc’a, zamknąłem psa w moim pokoju, żeby mi nie przeszkadzał, a sam wśliznąłem się do sali. Karolinka odprowadzała go, zatrzymała się na progu, gdzie mówili coś z sobą z cicha, nareszcie udało mi się usłyszeć kilka słów ostatnich. — Więc ułożyliśmy