Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sięcy franków na korzyść Gastona, a ja podjąłbym się tej tajemniczej przesyłki. Wtedy może dopiero pan Salcéde ogłosiłby się za prawdziwego albo adoptującego ojca, chcąc albo się sprzeciwić temu związkowi, albo go pobłogosławić.
Ułożywszy ten plan wziąłem się z dawną żywością do dzieła. Być może, że jak mi to później wyrzucano, robiłem to już z przyzwyczajenia, czując konieczną potrzebę do prowadzenia jakiejś intrygi, ale zdawało mi się, że służyłem tylko wiernie sprawie Rogera i czuwałem niby opatrzność nad losami tej rodziny.
Trzeba mi było na to przyzwolenia pana Flamarande a nie miałem czasu do stracenia, bo hrabina korzystając z nieobecności Rogera przygotowywała się do odjazdu do Montesparre. Prosiłem ją, żeby się zatrzymała jeszcze kilka dni a ja tymczasem pokuszę się jeszcze ostatni raz przemówić do jej męża. Tak mi była wdzięczną za moją uczynność, że przyspieszała sama mój wyjazd do Londynu. Tam czekała mnie nowa niespodzianka, która wszystkie kwestje zostawiła nierozwiązane. Hrabiego Flamarande zastałem ciężko chorym. Dostał zapalenia wątroby. Leżał w okropnych bolach a twarz jego była czarna jak ziemia. Postarzał się o jakie dwadzieścia lat. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że więcej nie wstanie.
Chciał zaraz mówić ze mną i pomimo swych cierpień żądał, żeby wszyscy wyszli z pokoju. — Nie mam czasu do stracenia, rzekł do mnie. Wiem że jestem skazany na śmierć. Nie pisz do mojej żony — nie mogę jej tu przyjąć. Mówisz, że syn mój jest obecnie w Moskwie albo Odesie. Nie zdąży na czas, żeby się jeszcze widzieć ze mną. Pisze do mnie mało i nie okazuje mi wiele przywiązania. Martwi mnie to bardzo, że nie mogłem go mieć takim, jakim chciałem. Fatalność prześladowała mnie Karolu, chciałem Rogera tylko ukochać wyłącznie a nic w jego uspo-