Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zanim pomyślał, co czyni, wyciągnął malutki słoń swą trąbę, zerwał wielki pęk trawy, otrzepał ją o swe nogi przednie i włożył do paszczy.
— Zaleta numer drugi! — rzekł pstrokaty wąż skalny, Pyton. — Tego nie mógłbyś uczynić zwyczajnym ładnym noskiem. Czy nie czujesz, jak słońce przypieka?
— Istotnie — rzekł malutki słoń — i zanim pomyślał, co czyni, wyciągnął z wielkiej, szaro — zielonej, mulistej rzeki Limpopo szalupę, pełną namułu, wmieścił ją na głowę i w ten sposób zrobił sobie chłodną i wygodną czapkę, z której ściekało mu poza uszy.
— Zaleta numer trzeci! — rzekł pstrokaty wąż skalny, Pyton. — Tego nie mógłbyś uczynić zwyczajnym ładnym noskiem. Czy nie miałbyś ochoty znów dostać klapsa?
— Przepraszam cię — odparł malutki słoń — ale bynajmniej nie mam do tego ochoty.
— A czy chcialbyś dać klapsa komu innemu?
— Oczywiście, bardzo chętnie — odpowiedział malutki słoń.