Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dział w tej zapadłej okolicy czegoś podobnego do krokodyla?
— Czy nie widziałem krokodyla? — odparł okrutnie gniewnym głosem wąż skalny, Pyton. — A o co jeszcze mnie spytasz?
— Przepraszam cię — rzekł na to malutki słoń — czy nie mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, co krokodyl jada na obiad?
Wtedy wąż skalny Pyton odwinął się szybko ze skały i dał malutkiemu słoniowi klapsa swym łuszczastym cepiastym ogonem.
— To dziwne! — odezwał się malutki słoń. — Mój tata i moja mama, i mój wujaszek, i moja ciocia, i moja druga ciocia, hipopotam, i mój drugi wujaszek, pawjan, wszyscy dali mi klapsa za moją nienasyconą ciekawość — a ty, jak mi się zdaje, czynisz to samo!
Potem pstrokatemu wężowi skalnemu, Pytonowi, rzekł grzecznie: „Bądź zdrów!“ i pomógł mu owinąć się znów dokoła skały i poszedł dalej, nieco zgrzany, acz wcale nie zdziwiony, i jadł melony, a skorupy odrzucał precz, bo nie mógł ich podnieść.
I tak przyszedł aż nad sam brzeg wiel-