Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tegumaiów. — Ty, mała, lecz bardzo źle wychowana osóbko, która nie możesz obejść się bez klapsów? Ty?
— Taffy, moje kochanie, obawiam się, że jesteśmy w niemiłem położeniu — rzekł jej tatko i objął ją ramieniem, a ona całkiem przestała się lękać.
— Wytłumacz, wytłumacz, wytłumacz! — zawołał wódz naczelny plemienia Tegumaiów i jął skakać dokoła na jednej nodze.
— Chciałam, aby obcy człowiek przyniósł włócznię ojczulka — odezwała się Taffy — więc ją namalowałam. Była to tylko jedna włócznia. Namalowałam ją dla pewności trzy razy. To nie moja wina, że wyglądała tak, jakby tkwiła w głowie ojczulka; za mało miałam miejsca na korze brzozowej. A przedmioty, które mama nazwała niegodziwym ludem, to są moje bobry. Namalowałam je, aby znalazł ścieżkę, wiodącą przez bagno, i namalowałam przed jaskinią moją mamę, ogromnie zadowoloną, bo ten obcy człowiek jest bardzo miły, a ja myślę, że jesteście najgłupszym ludem na świecie — rzekła Taffy. — To bardzo grzeczny człowiek, i dlacze-