Przejdź do zawartości

Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sem. Wtedy przykrość jakaś opanowała serce długogłowca — przykrość z nadmiaru zdrowia nagromadzonej siły. Jakieś nieokreślone pragnienia błąkały się po jego czaszce, żądza łowów, niebezpiecznych trudów, żądza tworzenia.
Nęciły go kraje dalsze, leżące tam precz, poza lasem ku ujściu rzeki. Plemię jego nie znało ich, więc trawiła go jakaś ciekawość szorstka, awanturnicza, dziecinna. Dla czegóżby nie miał ich obejrzeć? Żądza ta, dzięki ruchliwości młodego wieku chętnej do wszelkich przepraw mozolnych, przyzwyczajonej do samotnych wędrówek i włóczęgi; poczęła kiełkować w tym mózgu chybionego artysty, rosła i uwydatniała się coraz wyraźniej.
Wtedy starannie obejrzał oszczepy, maczugę, harpun z dwoma rzędami zazębień, upewnił się, że łódka nigdzie nie przecieka i, ująwszy wiosła, lekki i zwinny puścił się w dalszą drogę. W miarę posuwania się z biegiem wody, las stawał się coraz gęstszy, brzegi mniej określone, bardziej ilaste, utworzone jak gdyby z napływów zbyt ruchomych, ze szczątków leśnych. Fale czarniejsze jakieś toczyły się wolniej, głazy znikły, tu i ówdzie ukazywały się tysiącoletnie drzewa, na cyplach drzemały wielkie jaszczurki a krzyk papug górował nad wspaniałym szmerem życia.