Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiony srébrnemi czarami z winem i półmiskami, z których dymiły się przepyszne ryby i raki morskie. Nie wiedząc co to znaczy, obziérał się ciekawie czyli kto nie wnijdzie, gdy w tém wzrok jego padł na wielki napis po nad stołem:
Używaj miły gościu i nietrwóż się niczém.
Wygłodzony doskonale, słowy temi ośmielony, pomimo całego zadziwienia, zasiadł więc za stół, korzystać z uprzejmego zaproszenia. — Posilony, podziękował głośném: „Bóg zaplać!“ niewidzialnemu gospodarzowi, i wyszedł z sali, przywiérając za soba podwoje, jak je był zastał. —
Wyszedłszy na podwórzec, ujrzał po jednéj stronie, żelazną kratą oddzielony, śliczny ogród. — a w nim… o radości!… tuż prawie przy kracie, pyszny krzew róż niebieskich w pełni kwiecia. — Wspomniawszy sobie obietnicę córce uczynioną, pośpieszył do ogrodzenia, a nie znajdując w niém otwartego wnijścia, przelazł je snadnie, i począł z krzewia pilnie zrzynać kwiaty, — aż je wszystkie w jeden przecudny bukiet zgromadził.
Lecz jakież było jego przerażenie, gdy w tém poczuł na ramieniu ciężkie uderzenie, a odwróciwszy głowę zobaczył za sobą straszną poczwarę, — całą jak niedźwiedź kosmatą, z krzywemi rogami na łbie i dziczemi kłami w pysku, — która, patrząc nań straszliwie ognistemi oczami, łapę mu na karku trzymała.