Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał, nigdzie dostać jéj nie mógł. Od ludzi dowiedział się że róże takie rosną tylko na jednéj pustéj wyśpie wśród morza, gdzie jednak, dla skał strasznych i mielizn pod wodą, żaden okręt niepływa, chyba przypadkiem zapędzony.
Przykro to mu było że prośbie ulubionego dziecka nie mógł za dość uczynić; ale, gdy nie było innéj rady, kazał jéj za to wysadzić różyczkę z samych niebieskich turkusików, o złotych listkach i gałązkach, żeby ją zamiast prawdziwéj we włosy zatknąć miała.
Niezabawem wsiadłszy na łódź odpłynął kupiec na powrót ku domowi. — Już był szczęśliwie połowę prawie drogi upłynał, gdy nagle jednego wieczora zerwała się sroga burza i wicher. Całą noc morze rzucało wątłą łodzią jak piłka, wznosząc ją w górę, to znów do pna grążąc, a wiatr, potargawszy żagle, pędził ją całkiem gdzieś z drogi, w zupełnie nieznaną stronę. — O poranku dopiéro ustatkowała się burza, i uradowani podróżni ujrzeli się w cichém ustroniu, przy jakimś obcym brzegu, na którym, wśród czarnego jodłowego boru, wznosił się zamek ogromny.
Podczas kiedy służba okrętowa wzięła się do naprawiania żagli i masztów, nocną burzą uszkodzonych, kupiec sam, w maleńkiém czółenku, popłynął do lądu, a uwiązawszy je do nadbrzeżnego drzewa, szedł sobie prosto ku zamkowi. —
Dochodząc do niego, zdziwił się nie mało, że do