Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

takich dziwów, których gdzie indziéj byś próżno po świecie szukał. Tu oto zaraz, pod górka tą, jest staw, w którym choćby się już konający wykapał, wyjdzie zupełnie zdrów i silny; kto zaś rosą na wzgórku tym spadłą przemyłby sobie oczy, to choć by był ślepy od dzieciństwa, przejrzał by doskonale.” —
— „No! moje oczy, Bogu dzięki! nie potrzebują téj rosy; ale co staw, to się zda bardzo memu skrzydłu, które mi niedawno strzelec jeden skaléczył, tak że ledwie jako tako podlatywać mogę. Pójdźmy, wykąpię się, żeby wyléczyć je!” — I to rzekłszy, odlecieli.
Ferko, bez miary ucieszony tą wiadomością, czekał niecierpliwie wieczora, ażeby przemyć oczy cudowną rosą pagórka.
Nie zadługo téż dzień się skończył, i słońce za górami. Na pagórku stało się chłodno i miękka trawa poczęła się kroplić wilgotną rosą. Ferko, pełzając tu i owdzie na około, tarzał twarz całą po trawie, aż oczy jego rosą się napełniły. I oto na raz stało się jasno przed jego oczami; ujrzał wszystko do okoła siebie, i radość napełniła serce jego.
Na wschodzie unosił się miesiąc srébrny i oświécał w pobliżu staw uzdrawiający. — Ferko popełznął do niego i zanurzywszy swe obie nogi, moczył je godzinę całą. Gdy je wydobył z wody, uczuł się