Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

był chciwy; ani się kusząc skarbami temi, przeszedł pomimo nich daléj.
I znów, ledwie wyszła chwila, posłyszy cudną muzykę i śpiéw, jakby stu słowików; a przez rozwarte na ościéż w boku opoki podwoje, świéci się sala złocista. Wśród niéj, po miękkich kobiercach, dziesięć dziewic urodziwych, w przezroczystych jak mgła sukniach, pląsa po cudnéj muzyce, przyśpiéwując sobie. Gdy młodzieńca obaczyły, wstrzymały się w tańcu, i jedna, co najcudniejsza, podbiegłszy ku podwojom, pocznie się doń wdzięczyć tak mile i ręką wabić i głosem do siebie, żeby świętego skusić mogła. — Ale młodzieniec pozostawił we wsi swéj dziewczynę, liliją białą, ukochaną serca; więc, gdy sobie na nią wspomniał, zasłonił ręką oczy i po omacku szedł daléj — — — aż przyszedł do ogromnych drzwi stalowych, zamykająych jaskinią. — Zaledwie ich dotknął ręką, drzwi rozwarły się z łoskotem, — i on wyszedł na dzień biały — na sam szczyt Sobotniéj-góry.

∗             ∗

Stanąwszy, pojrzy ciekawie po wiérzchołku góry: i widzi wszystko, jako mu rzeczono było. Na nagiéj, by dłoń, opoce rośnie jedno tylko wielkie drzewo, ze srébrzystemi listkami, któremi szumi tak dźwięcznie, jakby sto lir razem grało; z pod krzywych korzeni