Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łuny, jakby od słonecznych zórz. Im bardziéj zbliżał się ku niemu, tém bardziéj płomień rósł i buchał; gorąco, jeszcze z daleka, poczęło go piéc, — a przed oczyma jego ogromne drzewa puszczy, jak rozpalone głownie w kominie, całe roziskrzone, padały z trzaskiem jedno na drugie, grodząc przed nim drogę.
Na ten widok okropny ogarnął go strach; lecz kiedy wspomniał na swą martwą matkę, zapomniał wszelkiéj trwogi, — i rzucił się w bór ognisty. I choć w zarzéwiu nogi do kolan mu gręzły, dech gorąco zatykało, dym czarny oczy mu wyżérał, szedł na oślep po przed siebie; aż cały zzjajany, poparzony, bez tchu prawie, przedarł się wreście za to piekło ogniste.

∗             ∗

Wyszedłszy, spojrzy przed siebie: — aliści i wiérzch już blisko! ucieszył się tedy w sercu że już celu niedaleko. Lecz gdy raz wtóry spojrzy znów ku górze, radość się rychła w kłopot i smutek zmieniła, kiedy zobaczył skałę, jako ściana prostą, stérczącą na w śród drogi swojéj. — Dopiéro gdy wejrzy raz trzeci, widzi, tuż u spodu skały czerni się ogromna jama, — a na wnijściu jéj śpi, chrapiąc, straszny, siédmiogłowy smok… Wdowi syn z cicha podkradać się począł, chcąc we śnie groźny potwór zabić; ale smok, skoro ludzkie kroki posłyszał, zerwał się ze snu na nogi, — zaryczał wszystkiemi siédmioma paszczami, aż się wstrzęsła góra cała i kłapiąc stra-