Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na podłogę, pełzł omackiem do komina. Tu, rozdmuchawszy zarzéwie, zapalił wydobytą z torby świéczkę z trupiego łoju, któréj wiadoma własność, że dopóki się pali, nikt ze śpiących zbudzić się nie zdoła. — Zlękła dziewczyna ukryła pod pierzynę głowę; skrycie jednak śledząc oczyma każdy krok dziada widziała, jak szedł od łóżka do łóżka, ze świéczką w jednéj a ogromnym nożem w drugiéj ręce, badając każdego czyli śpi.... Naostatek przyszedł i do niéj, a ściągnąwszy pierzynę z głowy począł się jéj bacznie przyglądać. Ona, zaledwie oddychać śmiejąc, zawarłszy oczy, leżała jak drewno, modląc się tylko w duszy do Matki Najświętszéj; dziad jednak cóś takiego dostrzédz musiał na jéj twarzy, że pozornemu nieufając snowi począł ją łechtać w podeszwy, — to znowu drapać i szczypać po twarzy, — nareście świécą pod piętami smalić, aż skóra skwiérczéć zaczęła wzdymając się w bąble. — Dziewczyna wszystko mężnie wytrzymała, niedając znaku czucia po sobie; a wtedy dziad, pewny swego, postawiwszy na stole świéczkę, wyszedł na ulicę.
Posłyszawszy to, szynkarka co tchu spuściła się z łóżka, popełzła na czworakach do sieni i żelaznemi zawarła ją ryglami. — Jeszcze niepodążyła zaczołgać się nazad do izby, kiedy pięciu zbójców przyszło pode drzwi; znalazłszy je zawarte straszliwie kląć poczęli, a mniemany dziad zawołał: „To ta psia para