Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okrutny pan coraz ich srożéj gnębił. — Lud marzł w zimie w lichych chatach, przez pół z poszycia odartych, bez iskierki ognia w piecu; — bo skąpy pan z niezmiernych kniei nie dał wziąść gałązki drwa; na przednówku marł z puchliny, żołędziowego najadłszy się chleba; w lecie ginął w niemocy od znoju i skwarów; w jesieni z pijaństwa, — przepijając w arendzie całoroczną pracę: bo pan za wymuszoną gwałtem robociznę zawdy kartkami na gorzałkę płacił. A tymczasem skarby skąpca rosły z każdym dniem widomie. — Darmo mu ludzie pobożni, darmo bogobojna żona, przypominali by się upamiętał, — grożąc za ludzką krzywdę sprawiedliwą karą Boża; on śmiał się z gróźb i przestróg, a żonie pogroził pięścią by mu w sprawy nie wglądała.
Jako zaś łakomi ludzie nikomu wierzyć nie radzi, ale własnego cienia ustrzedzby się chcieli, — tak téż i ten oto chciwiec, trwożliwy o swe pieniądze wynalazłszy w zwaliskach starego lamusu opustoszałe piwnice, poprzenosił do nich jednéj nocy wszystkie skarby tajemnie. — Nazajutrz — (było li to dopuszczenie Boże, czy że się okrutnik dźwigając noc całą oberwał?) legł chory w lożu; a niechcąc wołać ani lekarza, ani księdza, ażeby im nie zapłacić, skonał — klnąc w chwili śmierci niebu i ziemi. Że był szlachcic i bogaty, chociaż zmarł bez rozgrzeszenia, pochowano go jednak za wsią na smętarzu, w lochach pod starą kaplicą.