Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pewnia. Ktoby więc chciał się podjąć téj przysługi, o każdéj chwili znajdzie posłuchanie łaskawe u Jego Królewskiéj Mości.” —
Bęben i trąba ozwały się znowu, i cały orszak powoli odciągnął w boczną ulice.
W karczmie, między przytomnymi, wszczął się gwar, rozprawy i spory: znajdzie się li kto tak zuchwały, żeby się kusić o królewską nagrodę, lub nie? — Po długiéj wrzawie zgodzili się wreście wszyscy na jedno, — że nikt nie będzie tak głupi léźć sam w paszczę strasznéj strzydze.
Dziadek z Marcinem przysłuchiwali się tym wszystkim rozmowom, niby niemieckiemu kazaniu; dopiéro kiedy sam karczmarz postawił im na stół piwo, chłopiec zaczął go się prosić, żeby im zechciał powiedzieć, co to za zaklęta królewna, któréj się wszyscy tak boją? Karczmarzowi, zwyczajnie gadule, była to woda na koło; poprawił czapeczkę na bok i siadając na ławie począł rozpowiadać:
— „Ho! moi ludzie! widać żeście z dalekiéj jakiéjś Ukrainy, kiedy nic nie wiécie; tu u nas kraj cały dziwu tego pełny. Ale nikt pewnie nie mógłby wam tak dokumentnie opowiedziéć jak ja.
„Otóż, trzeba wam wiedziéć, że nasz król (daj mu Bóg zdrowie i pociechę), królewiczem jeszcze będąc, pokochał się serdeczną miłością w rodzoniutkiéj swojéj siostrze. Dopóki ojciec, nieboszczyk stary król, żył, chowalić w największéj skrytości swą miłość;