Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kołysała, i rzucała łodzią drewnianą to na tę, to na tę stronę, a dziewczyna struchlała modliła się już na śmierć. Wicher czółn pędził wprost na brzeg, i wpędził je pod koło pływającego młyniska, kędy bezpiecznie, jak w porcie, zostało aż do poranku. O szarym ranku parobek młynarski chce puścić kamień do mlenia: — darmo, koło ani ruszy; wychodzi patrzeć coby za przyczyna, aż patrzy: stoi pod młynem ogromna zabita skrzynia. W skok pobiegł dać znać młynarzowi, i przyszli obaj z siekierami w ręku, i jęli się odbijać zamknięte wieko. Niezmiernie się zadziwili, gdy znaleźli odbiwszy młodziutką, strojną dziewczynę, i żegnając się wielkim krzyżem, nie wiedząc zkądby się wzięła, pytać poczęli kto była? Sierota uradowana, że natrafiła nareście na ludzi, rzuciła się ze łzami do nóg starego młynarza i szczerze wyznała wszystko; młynarz poczciwy ulitował się biednéj jéj doli, i wziąwszy do dom oddał pod opiekę żony. Im dłużéj z niemi bawiła, tymbardziej oni lubowali w niéj sobie, a że nie mieli nic dzieci, przybrali biedną Maryą za córkę; i znowu sierocie wróciły dnie błogie, bo choć to nie dwór książęcy, ale dom był dostatni i ludzki. Nie było sie téż bać czego, by ją książę miał tu znaleść, bo młyn stał w środku lasu, zdaleka od dróg i ludzi: tak więc spokojna, wesoła, pędziła czas swój, biegając po lasach zielonych, łowiąc wędką rybki złote, szyjąc wzorzyste zasłony, bawiąc z gośćmi przyjezdnemi.