Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprawiło, — zatętniało, wyruszyło. Wieją znaki rozwinione, błyszczą szyszaki stalone; ostre szabelki brząkają, rżą rumaki, trąby grają.....

∗             ∗


Przeminął miesiąc jeden, drugi i trzeci przeminął — pół roku czasu ubiegło, jak młody książe wyciągnął na pogany z ojców zamku, a dotąd ani ich widać, ani słychać o wojakach. Jak kamień w wodę, przepadli w lasach Polesia bez śladu. Stara matka co dnia prosi na kolanach o wieść dobrą, prosi o powrót swego jedynaka; stary ojciec stawił czaty na wysokiéj zamkowéj baszcie, dniem i nocą im przykazał patrzeć czy syn nie powraca — i niewierząc oczom czaty sam co dnia długie godziny stoi i czuwa, czy wracających nie dojrzy. Aż oto jednego razu widać nad zachodem słońca tuman wznosi się na drodze — coraz bliżéj, coraz bliżéj, rośnie ciągnąc się przez błonie, — widać już z poza kurzawy wojsko ciągnące z wyprawy! wieją znaki rozwinione, błyszczą szyszaki stalone; ostre szabelki brząkają, — rżą koniki, rogi grają: — rycerze w zamek wjeżdżają.
Niezmierna radość była tedy w zamku — młody książe wrócił z plonem, z tysiącem jeńców zabranych; w boju sam własną ręką zabił wodza nieprzyjaciół, w jednéj wyprawie staréj nabył sławy, a sam ni razu w walce nie szwankował, ni koń jego dostał rany, ni zszczerbiła mu się szabla. Stało się jak mu wróżył na wyjezdném dudarz stary. Ale nie tylko jemu