Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomiędzy dwoma rowami, w nieśmietelne zjawy przeminionych dawno kształtów. Powstają z martwych armje, miasta rozpadłe w proch, piękni, dostojni mówcy, wojownicy zajadli, bohaterowie i kobietki, które ich.za nos wodziły, wieją wichry po pustyniach, kłębią się chmury na graniach, łyska w słońcu roztocz morza, żarzy się niebo Wschodu, bieleją lodowce na szczytach...
Widzę Cezara. Blady, zawiędły spoczywa w lektyce niesionej przez sługi, a za nim świta dostojników. Oglądam Antonjusza, idącego przez pola z wojskiem, patrzę jak rozbija obóz, ucztuje, pożera całego dzika, pije, oddaje co pochłonął i pakuje na nowo! Dalej kroczy Pompejusz rozważny, Polikrates w wielkim kapeluszu i wyszywanym złotem płaszczu, na którym widnieją symboliczne figury ziemi i nieba. Jawi mi się przed oczyma wielki Artakserkses, jak byk w stajni panujący nad cztery stoma kobietami swego haremu, dalej piękny Aleksander, przebrany za Bachusa, wracający z Indyj na wspaniałym wozie, zaprzężonym w ośm koni, pokrytym dywanami i świeżem kwieciem, a pochodowi towarzyszą tony skrzypek, piszczałek, oboi i innych instrumentów. Pije i biesiaduje ze swymi marszałkami, przybranymi w kapelusze z kwiatami,