gwiazdka na nieboskłonie, która ma liczne drogi do wejścia. Pewnego dnia wschodzi w znaku Raka, innego dnia znów w znaku Wagi. Ale słońce jest słońcem jedynem. Raz promień słońca prawdy wyszedł od zodjaku Abrahama, potem zaszedł w znaku Mojżesza, a cały widnokrąg rozgorzał od niego. Potem wzniósł się w znaku Chrystusa, płonący i rzucający jasny blask swój. Ci, którzy służyli Abrahamowi, oślepli w dzień, w którym światło zabłysło na górze Synai. Ale moje oczy będą zawsze zwrócone do wschodzącego słońca, skądkolwiekby ono weszło. Nawet gdyby słońce wzeszło na zachodzie, będzie zawsze słońcem."
Jakkolwiek wezwanie do sędziego śledczego opiewało dopiero na godzinę pierwszą, zaledwie wybiła dwunasta, Clerambault wyszedł z domu. Obawiał się, by się nie spóźnić.
Nie miał dalekiej drogi. Przyjaciele nie potrzebowali by go bronić przeciw zgrai, która go oczekiwała u wejścia do Pałacu sprawiedliwości i która była zresztą dość nieliczna, albowiem wiadomości dnia dzisiejszego odwracały uwagę od wiadomości wczorajszych. Co najwyżej kilka tchórzliwych kundysów, bardziej hałaśliwych, aniżeli dających powód do obawy, próbowałoby go może szarpnąć zębami z tyłu, z zachowaniem wszelkiej ostrożności.
Przybyli na róg ulicy Vaugirard i ulicy d'Ossas. Clerambault spostrzegł w tej chwili, że zapomniał