Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Będą tańczyli na grobach, a potem zasną. Po wojnie pozostaną tylko chełpliwe opowiadania na wieczornych zebraniach, w kole krewnych i przyjaciół. I kto wie? Może im się uda tak dobrze o niej zapomnieć, że sami będą pomagali mistrzowi tańca z kosą w ręku, by ją znów rozpoczęto. Nie natychmiast naturalnie, ale nieco później, gdy się dobrze wyśpią... Tak tedy będzie panował pokój wszędzie — tymczasowo, aż nie wybuchnie wszędzie nowa wojna. Pokój i wojna, moi drodzy, w tem znaczeniu, w jakiem się je rozumie, to tylko dwie różne etykiety dla tej samej butelki. Zupełnie tak samo, jak mawiał król Bomba o swoich dzielnych żołnierzach: „czy ich ubierzecie czerwono, czy też zielono, jednakowo uciekną z pola bitwy“. Możecie to nazywać pokojem albo wojną, niema jednak ani pokoju, ani wojny, jest tylko powszechna niewola, ruch tłumów, porywanych jak odpływ i przypływ morza. I to będzie tak długo trwało, póki silne duchy nie wzniosą się nad oceanem ludzkim i nie odważą się na walkę, która wydaje się szalona, z przeznaczeniem wprawiającem w ruch te ciężkie masy.
— Walczyć z przyrodą? — zapytał Coulouges zdziwiony. — Pan chciałbyś złamać przemocą jej prawa?
— Niema, — odpowiedział Clerambault, — ani jednego prawa niezmiennego. Prawa jak wszystkie ziemskie istoty, żyją, zmieniają się i umierają. A obowiązkiem duszy nie jest przyjmować je, jak żądali stoicy, ale zmieniać je, przykrajać na naszą wiarę. Prawa są formą duszy. Gdy dusza rośnie, i one powinny wraz z nią rosnąć. Tylko to prawo jest słuszne, które jest dla mnie odpowiednie. Czy nie mam słuszności żądać, aby bucik był zrobiony dla nogi; a nie noga dla bucika?