Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bnieniu, aż był gotów ze swą robotą. Zazwyczaj nie darował swej rodzinie ani jednej linji z tego, co napisał: pochlebiało to jego naiwnej serdecznej próżności; był to taki obowiązek czułości, bez którego ani oni, ani on nie byliby się mogli obejść. Tym razem nie uczynił tego, nie zdając sobie sam dokładnie sprawy, z jakiego powodu. Jakkolwiek był daleki od wyobrażenia sobie następstw swego uczynku, obawiał się zarzutów, a nie był dość pewny siebie, by się nie narażać; pragnął przeto pozostawić innych wobec faktu dokonanego.
Pierwszy jego krzyk był oskarżeniem siebie samego:
O Zmarli, wybaczcie nam!“.
To wyznanie publiczne miało jako motto melodję starej skargi króla Dawida, płaczącego nad ciałem swego syna Absalona.
„Miałem syna. Kochałem go Zabiłem go. Ojcowie w pokrytej żałobą Europie, nie przemawiam jedynie w mem własnem imieniu, ale w waszem, miljony ojców, ojców, którzy stracili synów, wrogowie czy przyjaciele, wszyscy, jak ja, zbroczeni ich krwią. To wy wszyscy przemawiacie głosem jednego z was, moim nędznym głosem, który cierpi i odczuwa żal.
Mój syn został zabity, za waszych synów, czy może przez waszych? (nie wiem tego), w każdym razie jak wasi synowie. Tak jak wy, oskarżałem wrogów, oskarżałem wojną. Ale dziś widzę i oskarżam głównego winowajcę: ja nim jestem. Ja nim jestem, a ja, to wy. To my wszyscy, chce was zmusić słyszeć to, co wy dobrze wiecie, ale o czem nie chcecie wiedzieć.
Mój syn miał dwadzieścia lat, gdy padł ofiarą wojny. Dwadzieścia lat kochałem go, ochraniałem od głodu, zimna, chorób, od ciemności duszy, nie-