Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie przystoi nawet przypuszczać coś podobnego, a tem mniej o tem mówić. Szło przedewszystkiem o to, aby zwyciężyć. Za jaką cenę? Potem się robi rachunek. — Zwyciężyć? A gdyby już nie został we Francji żaden zwycięzca? — Mniejsza o to. Aby tylko ci drudzy tam zostali pobici! Nie, nie uchodzi, aby krew ich została napróżno przelana...
A Clerambault pomyślał sobie w duchu:
— Czy trzeba, aby go pomściły, by inne życia niewinne zostały również poświęcone?
Czytał w duszy tych poczciwych ludzi odpowiedź:
— Dlaczegożby nie?
Czytał te same słowa prawie u wszystkich tych ludzi, którym, jak małżeństwu Calville, wojna zabrała istotę najdroższą, syna, męża, brata...
— Niech inni cierpią także! My cierpieliśmy strasznie. Nie mamy już więcej do stracenia...
Nic więcej? Ależ przeciwnie, jedną rzecz jeszcze, której dziki egoizm tych ludzi, dotkniętych żałobą, strzegł zazdrośnie: oto wiarę w użyteczność tej ofiary. Niech nic jej nie zachwieje! Nie wolno wątpić o świętości sprawy, dla której ich zmarli oddali swe życie. O, jak oni o tem dobrze wiedzieli, ci władcy kierujący wojną i jak umieli wyzyskiwać tę ponętę. Nie, przy tych ogniskach domowych, dotkniętych żałobą, nie było miejsca dla wątpliwości Clerambaulta i dla jego duszy, w której się obudziła litość.
— Któż miał litość nad nami? — myśleli ci nieszczęśliwi. — Dlaczego my mielibyśmy ją mieć dla innych?
Byli także ludzie mniej ciężko doświadczeni; ale co charakteryzowało prawie wszystkie te koła mieszczańskie, to wpływ, jaki na nie wywierały wielkie słowa przeszłości: „Komitet Zbawienia Publi-