Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wojna była jeszcze nietkniętą dziewicą, płonęły ogniem świętym i pełnym powagi. Na to upojenie spokojne i wzniosłe składały się świadomość niesprawiedliwości, jaką temu ludowi wyrządzono, uczucie szlachetnej dumy z powodu swych własnych sił, ofiary, na jakie się miał zgodzić, litość nad sobą samym, litość nad innymi, którzy się stali cząstką jego samego, nad braćmi, dziećmi, ukochanymi. Wszystkie te ciała były z sobą splecione nadludzkim uściskiem, a związek ten wytwarzał świadomość ciała olbrzymiego; nad głowami ich zaś unosiło się widmo, ucieleśniające ten związek — Ojczyzna. Napół zwierzę, napół bóstwo, jak sfinks egipski lub byk asyryjski, ale każdy widział wtedy tylko jego promienne oczy: nogi pozostawały ukryte.
Była ona boskim potworem, w którym każdy z żyjących odnajdował siebie pomnożonego, była nieśmiertelną pochłaniaczką, w której ci, co idą na śmierć, chcą wierzyć, że zostaną żywi, nadżywi i opromienieni wieczną sławą. Jej niewidzialna obecność płynęła w przestworzu, jak wino. A każdy przynosił z sobą w kadzi do winobrania swój kosz, swój plecak, swe grona: swe myśli, swe namiętności, swoją ofiarność, swoje interesy. Było wprawdzie dużo wstrętnych owadów wśród gron winnych, dużo niechlujstwa pod drewnianemi bucikami, które je przygniatały, ale wino samo było rubinowe i ogrzewało serca. I Clerambault pił bez miary.
Nie doznał jednak wskutek tego istotnej zmiany. Dusza jego nie zmieniła się. Zapomniał jedynie o niej. Gdy atoli był sam, odnajdował ją boleśnie jęczącą. To też instynkt kazał mu unikać samotności. Uparł się, aby nie wracać więcej do Saint-Prix, gdzie rodzina jego zwykle spędzała lato i usadowił się napowrót w swem mieszkaniu w Paryżu, w piątej dziel-