Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  188  —

Wędrowcy, dosięgnąwszy ostatecznie celu pełnej trudów i niebezpieczeństw podróży, w milczeniu przypatrywali się okolicy, mającej wkrótce stać się polem ich działania. Każdy z nich zosobna rozważał niebezpieczeństwa, jakie ich napotkają, jeżeli zechcą odbić Edytę.
Natan ofiarował się iść pierwszy do wsi Osagów, ażeby wywiedzieć się, gdzie niewolnice są ukryte, ale Ralf nie chciał w żaden sposób na to pozwolić, ażeby kto inny miał go uprzedzić i chcąc, aby mu to zadanie pozostawiono, mówił:
— Czy myślisz, stary Natanie, iż dlatego pędziłem tak daleko za anielską damą, żeby ją miało wyzwolić pierwsze lepsze dwunożne stworzenie? Niech mię grom roztrzaska, jeżeli nie znam tej obrzydliwej jaskini rozbójników lepiej od was wszystkich. Alboż to raz zabierałem stąd najpiękniejsze konie dlatego jedynie, żeby ich nie dręczyły te czerwone koczkodony?
— W samej rzeczy — odrzekł Natan — mógłbyś bardzo być nam pomocnym w zamiarach naszych pod pewnym względem, lecz to najgorsza, że masz jakąś nieszczęśliwą rękę i czego się tylko dotkniesz, wszystko ci się nie wiedzie.
— Niech cię to nie zraża leśny puszczyku, alboż wydobyć się z rąk pięciu rzeźników nie jest szczęściem? Idźmy razem krwawy Natanie. Szukaj anielskiej damy, a ja tymczasem przez wdzięczność ukradnę dla niej konia, żeby miała na czem uciekać.
— O tem też właśnie myślałem, — mówił Na-