Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pie są krzyżyki oznaczające, gdzie ukrywa się skarb, wyspa zaś leży... — tu podał dokładnie jej szerokość i długość geograficzną.
Dziedzic zerwał się, jak oparzony:
— Przecież tego nie opowiadałem żywej duszy!
— Jednak majtkowie o tem już wiedzą — zauważył kapitan.
— Doktorze, to pewno pan, albo Hawkins! — krzyczał dziedzic.
— Mniejsza o to, kto to był — odciął się doktór. Spostrzegłem, że ani on, ani kapitan nie zwracali wielkiej uwagi na odżegnywanie się dziedzica, ja też byłem daleki od posądzeń. Wprawdzie nasz pan był niepowściągliwym gadułą, atoli w tym przypadku byłem przekonany, że mówi zupełną prawdę i że nikt z nas nie wygadał położenia wyspy.
— Dobrze, szanowni panowie, — mówił dalej kapitan — nie wiem nawet, kto posiada tę mapę, lecz stawiam warunek, żeby utrzymano tajemnicę nawet przede mną i p. Arrow. W przeciwnym razie proszę o zwolnienie mnie ze służby.
— Rozumiem — rzekł doktór. — Pan chcesz, żebyśmy zaciemnili całą sprawę, następnie, żeby w tylnej części okrętu utworzyć warownię, obsadzoną gwardją przyboczną mego przyjaciela i zaopatrzoną we wszystką broń i proch strzelniczy. Innemi słowy, pan boi się buntu.
— Szanowny panie — rzekł kapitan Smollett — nie chcę pana obrazić, ale nie pozwolę na wkładanie mi w usta jakichkolwiek słów. Żaden kapitan nie mógłby puszczać się na morze, gdyby wolno mu było mówić coś podobnego. Co się tyczy Arrow’a, uważam go za człowieka uczciwego; tak samo i niektórych