Przejdź do zawartości

Strona:PL Robert Louis Stevenson - Wyspa Skarbów.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wała narzekać na stratę należnych pieniędzy. Tymczasem komisarz ruszył z kopyta w stronę pieczary Kitta, ludzie jego zaś zaczęli zsiadać z koni i przekradać się do parowu na zwiady, prowadząc, a niekiedy ciągnąc za sobą swe wierzchowce w ciągłej obawie zasadzki. To też nie było wielką niespodzianką, gdy dotarłszy do jaskini, zastali lugier już w drodze, choć w niewielkiej odległości. Komisarz huknął, by się zatrzymali. Jakiś głos zawołał, żeby zszedł im z oczu, bo go poczęstują ołowiem; w tejże chwili kulka świsnęła mu tuż obok ramienia. Lugier zdwoiła swą chyżość i niebawem znikła. Pan Dance stanął bezradny i, jak się wyraził, był podobny do ryby, wyrzuconej z wody; jedyną rzeczą, którą mógł uczynić, było wysłanie jednego ze strażników do B..., ażeby zawiadomić stojący tam kuter.[1]
— I to zresztą — nadmienił — na nic się nie przyda! Dali drapaka i na tem koniec! — Słysząc zaś moją opowieść, dodał:
— Cieszę się przynajmniej, że wreszcie przydeptałem nagniotki sławetnemu Pew.
Powróciłem w jego towarzystwie pod „Admirała Benbow“. Trudno sobie przedstawić obraz większego spustoszenia! Nawet zegar strącili na ziemię ci złoczyńcy w swem zajadłem polowaniu na mnie i moją matkę... Pomimo że nie skradziono niczego oprócz sakiewki kapitana i drobnej ilości srebra w szufladzie komody, to jednak odrazu poznałem, że jesteśmy doprowadzeni do ruiny. Na to już nawet komisarz Dance nie mógł nic poradzić; zdziwiony widokiem, zapytał:

— Przecież znaleźli pieniądze, jak sam mówiłeś?

  1. Statek pobrzeżny rybacki.