Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozkosznie, oznajmił uroczyście, że pojadą teraz do Fontainebleau.
— Do Fontainebleau? — powtórzył Jan-Marya.
— Wiem zawsze, co mówię — odparł doktor. — Jazda.
Doktor był w siódmem niebie: powietrze, blask słońca, lśniące się migotliwie liście, same poruszenia powozu zdawały się dostrajać przedziwnie do jego złotych rozmyślań. Z głową odrzuconą w tył snuł cały szereg słonecznych wizyi, piwo i radość krążyły mu rozkosznie w żyłach. Wreszcie rzekł:
— Zatelegrafuję po Kazimierza. Poczciwy Kazimierz! chłopiec niezbyt wysokiej inteligencyi. Janie-Maryo, wcale nie twórczej, nie poetycznej. A jednak opłaci się nam ten trud. Kazimierz posiada znaczny majątek, który zawdzięcza własnej tylko pracy. Nikt lepiej nie potrafi nam pomódz rozporządzić naszymi skarbami, znaleźć odpowiedni dom w Paryżu i załatwić wszystkie szczegóły naszej instalacyi. Kochany Kazimierz! Jeden z mych najstarszych kolegów. Za jego to radą, mogę powiedzieć, umieściłem moją małą fortunkę w tureckich papierach. Jeżeli dodamy te resztki średniowiecznego kościoła do naszego kapitału w muzułmańskiem państwie, o mój chłopczyku, będziemy literalnie tarzać się wpośród dukatów, literalnie tarzać! Piękny lesie — zawołał — do widzenia! Jakkolwiek przywołują mnie inne widoki, nie zapomnę cię! Imię twoje wyryte jest w mojem sercu. Pod wpływem pomyślności staję się dytyrambicznym, Janie-Maryo. Takim jest naturalny impuls duszy prymitywnej, taką była duchowa organizacya pierwotnego człowieka. Ja zaś, tak, mogę się pochwalić, przechowałem moją młodzieńczość, jak dziewictwo. Ktoś inny, ktoby pędził podobnie senne, wiejskie życie, jak ja w ciągu tych ostatnich lat, zardzewiałby, skostniał. Ale ja, dzięki mej szczęśliwej konstytucyi, zachowałem