Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się omyliłem; nie uznam go za syna i przepędzę na cztery wiatry.
— Nigdy nie uczynisz tego — rzekła żona — znam twoje dobre serce.
Wyciągnęła doń rękę z westchnieniem; doktor uśmiechnął się, biorąc ją i podnosząc do ust. Wygrał sprawę daleko łatwiej, niż się spodziewał, gdyż po raz to już może dwudziesty doświadczył skuteczności swego niezawodnego argumentu, wzmianki o powrocie do Paryża. Sześć miesięcy, spędzonych w stolicy, dla człowieka z przeszłością i stosunkami doktora, oznaczało niechybną i zupełną ruinę. Anastazya ocaliła resztki majatku, przytrzymując męża jak najściślej na wsi. Sama nazwa Paryża przejmowała ją strachem, i pozwoliłaby raczej doktorowi założyć menażeryę w tylnej części ogrodu i nawet przyjąć chłopca stajennego, aniżeli dopuścić, aby kwestya powrotu do miasta wróciła pod dyskusyę.
Około czwartej po południu biedny linoskok wydał ostatnie tchnienie; ani razu, od pierwszego ataku, nie wróciwszy do świadomości. Doktor Desprez był obecnym przy jego ostatnich chwilach i oznajmił, że farsa skończona. Potem ujął Jana-Maryę za ramię i wyprowadził go do ogródka przy zajeździe, gdzie znajdowała się wygodna ławka nad rzeką. Tu usiadł sam i posadził go przy sobie po lewej stronie.
— Janie-Maryo — rzekł z wielką powagą — świat ten jest niezmiernie wielki, a nawet Francya, która stanowi tylko malutki jego kącik, jest za przestronnem miejscem dla tak małego chłopca, jak ty. Na nieszczęście pełno tu zabiegliwych, przeciskających się, rojących ze wszech stron ludzi, a niestety! zbyt mało piekarni dla tylu głodnych ust. Twój pan umarł. Nie potrafisz zarobić sam na życie dla siebie. Nie chciałbyś kraść? Położenie twoje zatem nie jest zbyt godnem zazdrości? Jest ono, jak w danej chwili, krytycznem. Z dru-