Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdzie świeca paliła się wciąż przy martwych zwłokach. Panowała dziwna cisza. Wspomnienia o handlarzu wirowały mu w myśli, gdy tak stał patrząc. Wtem poraz drugi silnie szarpnięty dzwonek rozbrzmiał niecierpliwem wołaniem.
Markheim spotkał dziewczynę na progu z czemś w rodzaju uśmiechu.
— Idź po policyę — rzekł — zabiłem twego pana.