Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

równaniu z dzisiejszem wyludnieniem i upadkiem tego możnego domu, lecz raczej podobieństwo życia pokoleń owej rodziny, które czytałem w tem następstwie pięknych twarzy i kształtnych ciał. Nigdy przedtem nie ukazał mi się w takiej jasności cud ciągłości rasy, tworzenie się i odtwarzanie, snucie, przemiana i przekazywanie pierwiastków cielesnych. Że dziecko rodzi się z matki, że rośnie i przyobleka się samorzutnie (nie wiemy jak) w kształty ludzkie, że przybiera odziedziczone spojrzenia, że zwraca głowę w taki sposób, jak to czynił jeden z przodków, a podaje rękę ruchem, właściwym niegdyś drugiemu, są to cuda, spowszedniałe dla nas wskutek ciągłego powtarzania. Ale z dziwnej jedności spojrzenia, wspólności rysów i postawy wszystkich tych malowanych pokoleń na ścianie rezydencyi cud wyglądał jawnie i patrzał mi w twarz. I spotkawszy szczęśliwym przypadkiem lustro po drodze, stanąłem i starałem się odczytać przez długą chwilę moje własne rysy, kreśląc na każdej z rąk linie pochodzenia i łączniki, wiążące mię z moim rodem.
Nareszcie, w ciągu tych poszukiwań, otworzyłem drzwi jednego pokoju, który nosił ślady zamieszkania. Był on dość wielkich rozmiarów, zwrócony na północ, gdzie góry piętrzyły się w najbardziej dziki krajobraz. Żarzące głownie syczały i dymiły na ognisku, do którego bardzo blizko przysuniętym był fotel. A jednakże pokój nosił wygląd ascetyczny, aż do zupełnego obnażenia. Fotel twardy, niewyścielony, podłoga i ściany nagie, i oprócz książek, rozrzuconych bezładnie tu i tam, nie było ani jednego narzędzia, mogącego służyć pracy lub przyjemności. Widok książek w domu podobnej rodziny zdziwił mię niewymownie i począłem z wielkim pospiechem, z nagłą obawą, by mi nie przerwano, podchodzić od jednej ku drugiej i przeglądać je pospiesznie. Były one rozmaitego rodzaju: nabożne, historyczne i nau-