Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doprawdy dlaczego, nasze życie od momentu pierwszego pojawienia się w społeczeństwie ludzkiem, jakby od naszego pierwszego upokorzenia, żaden bowiem aktor nie może się ukazać na scenie w sposób bardziej niezręczny. Nie rozwodząc się nad tem dłużej, zdarzają się w życiu każdego z nas różne wzruszające i decydujące wypadki, które mogłyby równie logicznie stanowić okres, jak wypadek urodzenia. I tak na przykład, doktór Desprez, człowiek liczący już po za czterdziestkę, który, jak to mówią, zmarnował życie i w dodatku był żonatym, znalazł się u progu takiego okresu w chwili, gdy otworzył drzwi strychu ponad stajnią pani Tentaillon.
Była to przestronna komnata, rozjaśniona tylko blaskiem jednej świeczki, stojącej na podłodze. Akrobata leżał na wznak na tapczanie: duży człowiek, z donkiszotowskim nosem, zaognionym ciągłą pijatyką. Madame Tentaillon dreptała około chorego, przykładając mu do nóg okłady z gorącej wody i gorczycy, a na krześle tuż przy łóżku siedział mały chłopczyk, jedenasto czy dwunastoletni, bujając nogami. Tych troje, byli to jedyni lokatorowie pokoju, nie licząc cieni. Ale cienie stanowiły towarzystwo same dla siebie. W rozległej i pustej przestrzeni pokoju przybierały one przesadne, olbrzymie rozmiary, podczas gdy światło, padające od nizko postawionej świecy, kreśliło u góry ich bezkształtne skróty. Profil akrobaty rysował się na ścianie karykaturalnie powiększony i śmiech brał patrząc, jak nos jego wydłużał się i kurczył, w miarę jak płomień rzucał nań dorywcze, krótkie błyski. Co się tyczy pani Tentaillon, jej cień przedstawiał tylko zwartą masę ramion, po nad któremi ukazywała się od czasu do czasu półkula głowy. Nogi krzesła wydłużały się, jak cienkie szczudła, a chłopiec siedział zwieszony po nad niemi, niby obłok, unoszący się po nad węgłem dachu.