Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rym ja teraz zwracam się do ciebie; pieszczota nawet moja musi mieć jakąś pleśń grobową na sobie. Sądzisz, iż nie czuję, jak w piersi mojej szamoce się ręka zmarłych ongi pokoleń? Ależ ja widzę, że ona jedynie mną kieruje i porusza, że mnie naprzód popycha. Jestem lalką, manekinem, w którym odżyły wszystkie ich rysy i przymioty, przez wieki całe do cielesnej składane mogiły. Powiedzże teraz, kogo ty kochasz: moją osobę, czy rasę, która ją wydała? Kogo wybrałeś nad tysiące: dziewczynę, niemogącą odpowiadać za najmniejszą cząstkę swej istoty, czy strumień, którego przejściową tylko jest falą, lub drzewo, spóźniony ten wydające owoc? Ród nasz istnieje, i chociaż stary, zawsze będzie młodym, bo wyrok przeznaczeń we własnej nosi piersi. Jak fale na morzu, tak pojedyncze jednostki jedna za drugą ukazują się na jego powierzchni, każda zaś wyposażoną zostaje w czczy tylko pozór wolnej woli.
— Olallo, po co się przeciw ogólnemu buntować prawu? — zauważyłem. — Opierasz się rozmyślnie głosowi Boga, który, przekonując nas ze słodyczą, wolę Swą nakazuje równocześnie w sposób nieodwołalny. Posłuchaj, czyż nie widzisz, jak przemawia on do nas? Patrz, ręka twa do mojej tuli się dłoni, serce drży i skacze przy najlżejszem ich zetknięciu; nieznane żywioły, z których nas wola najwyższa złożyła, budzą się od pierwszego wejrzenia i nawzajem dążą ku sobie. Cielesna, ziemska istota przypomina swe prawa do bytu, a pociągani równocześnie, dążymy bezwiednie ku sobie, jak gwiazdy, pędzone prawem odwiecznem w przestrzeni, jak przypływ i odpływ morza, jak tyle rzeczy starszych i potężniejszych od nas, a jednak bezsilnych w obec prawa natury.
— Niestety, nie umiem myśli mej jasno tłumaczyć — wołała ze smutkiem, — nie umiem takiemi przemawiać słowami, abyś mię pojął nareszcie. Słuchaj. Pradziadowie nasi, rządzili przed ośmiu wiekami całą