Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

muchem, oświecał jasną postać senory, która, łamiąc ręce i wyciągając ku niebu ramiona, szybkiemi krokami przebiegała ciasną przestrzeń, przez białe podtrzymywaną kolumny.
Wobec tych ruchów gwałtownych, rozrzuconych, piękność jej z większą jeszcze uderzała siłą, lecz w oczach równocześnie tak niezwykły a potężny błyskał ogień, iż przestraszony odwróciłem się i niepostrzeżenie powróciłem na górę.
Gdy Felipe przyniósł mi wreszcie wieczerzę i światło, rozstrojone huraganem nerwy do takiego doprowadziły mię rozdrażnienia, iż miałem ochotę chłopca przemocą chociaż zatrzymać, byle przerywając samotność, zechciał dotrzymać mi towarzystwa. Niestety, był on na równi ze mną przybitym i rozstrojonym, a bladość jego i nerwowe drżenie przy każdym silniejszym huku bardziej mnie jeszcze drażniły. To też, gdy upuściwszy talerz, rozbił go na kawałki, zerwałem się z mimowolnym okrzykiem.
— Oszaleć dziś można — dodałem później z uśmiechem, chcąc pokryć własny przestrach.
— To skutek złego wiatru, signore — zapewnił mnie chłopiec. — Ta burza tak rozdrażnia człowieka, iż chciałoby się koniecznie coś działać, a tymczasem ręce, opadają bezsilnie.
Dokładność słów tych uderzyła mię; Felipe posiadał dar dokładnego malowania uczuć wewnętrznych.
— Twoja matka bardzo silnie odczuwała niepogodę. Czy nie sądzisz, że wicher ten może jej zaszkodzić?
Spojrzał na mnie podejrzliwie, niechętnie, za całą odpowiedź krótkie: „nie“ rzuciwszy. W tem jednak, chcąc snadź zatrzeć wrażenie własnej szorstkości, ręce obie do skroni podniósł i, użalając się na szalony ból głowy, dodał:
— A któżby w dniu takim mógł być zdrów zupełnie?