Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uznając słuszność pochwały, powtórzył ją z dziecięcą naiwnością.
— Piękny pokój — zawołał, — o, prawda że piękny! a przytem tak przyjemnie patrzeć na ogień; ciepło rozchodzi się zaraz po wszystkich członkach. Patrz pan — dodał, kierując się ze świecą w stronę łóżka, — co za posłanie, jak miękko, jaka cieniuchna bielizna!
I przyłożywszy z dziecinną prostotą policzek do poduszki, głaskał ją i przekręcał głowę ruchem, którego poufałość obrażała mnie nieco.
Odebrawszy mu też świecę, z obawy, by nie zapalił łóżka, zwróciłem się do stołu, zastawionego wieczerzą, a nalewając kieliszek wina przywołałem chłopca i ofiarowałem mu takowe.
Felipe zerwał się na równe nogi i przybiegł do mnie z wyrazem widocznego oczekiwania i radości, na widok wina jednak ruchliwe jego rysy zasępiły się, a dreszcz wstrętu wstrząsnął całą postacią.
— O, nie, nie! To dla pana, nie dla mnie; zresztą ja wina znosić nie mogę.
— Skoro tak — odparłem, — pozwolisz senor, że i wypiję za twoje zdrowie, za pomyślność waszego domu i rodziny. Skoro zaś o tem mówimy — dodałem wychyliwszy kielich, — może mnie raczysz objaśnić, czy nie będę miał dziś szczczęścia złożyć hołdu u stóp senory, twej matki?
Na dźwięk tych słów dziecięce rysy chłopca zmieniły się do niepoznania. Dobroduszna ich prostota ustąpiła miejsca wyrazowi przebiegłej, tajemniczej chytrości. Odskoczył odemnie, jak gdyby ujrzał nagle jadowitą gadzinę lub zwierzę krwiożercze, a rozszerzone jego źrenice groźnie z pod zsuniętych brwi błysnęły. Przy drzwiach dopiero zatrzymał się i, rzuciwszy krótkie: Nie! zniknął wraz z lakonicznem tem zaprzeczeniem. Odgłos lekkich jego kroków zbie-