Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech sobie będzie, ale piechotą upoluję więcej jednego dnia niż konno w ciągu tygodnia. Nie mówię tu o panu. Pan to co innego. Łowca mustangów musi mieć rączego konia. A jakże ja pójdę na niedźwiedzia z koniem, albo na jelenia? Wystraszy się zwierzynę na całą milę wokoło. Na wypadek jednak, gdybym miał polować na mustangi, biorę ze sobą konia. Dziś właśnie przyjechałem.
— Niech więc Felim przywiąże go gdzie w cieniu, bo wszak pan u mnie zanocuje?
— Z tym zamiarem jechałem tutaj. O konia nie kłopoczcie się, sam go przywiązałem.
— W takim razie zjemy kolację. Przykro mi tylko, że mam taki skromny posiłek. Felim zabierał się do przygotowania siekanej dziczyzny.
— Mogę pana wybawić z kłopotu. Po drodze zabiłem indyka, jest tam przywiązany do siodła. Niech Felim przyniesie.
— Doskonale. W ciągu tych kilku dni czekałem na ciekawego mustanga i, wyjeżdżając z domu, nie brałem ze sobą strzelby. Z tego powodu spiżarnia stoi pustkami.
— Jakiego mustanga? — zapytał myśliwy.
— Brunatnego koloru z białemi plamami.
— Wyobraź pan sobie, że i ja przyjechałem tutaj z powodu tego mustanga.
— Czy być może?
— Widziałem w prerji plamistego mustanga, ale nie mogłem zbliżyć się do niego nawet o pół mili. Otóż chciałem razem z panem urządzić na niego polowanie. A jaki powód zaraz opowiem.