Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się na nas i zostaniemy ograbieni przez bandę takich właśnie najemnych indjan.
— Sądzisz, Kasjuszu, że ten jeździec wciągnął nas w pułapkę?
— Nie mogę twierdzić napewno, ale to możliwe.
— Lecz nieprawdopodobne. — rozległ się znowu ironiczny głosik z karety.
— Rzucasz niesłuszne podejrzenia na nieznajomego — rzekł Henryk — lecz proszę spojrzeć!
Wskazał na ocalały od pożaru kaktus na skraju drogi. Do kaktusa była przyczepiona karteczka.
— A otóż mamy cyprys! — zawołał Henryk, pochylając się nad karteczką, na której była narysowana ręka, wskazująca kierunek.
— Nic nie widać. — rzekł Kasjusz, patrząc we wskazanym kierunku. — Niegodziwiec, kpi sobie z nas.
— Źle mówisz, Kasjuszu — zaprzeczyła panienka z karety, — spójrz przez lornetkę, a napewno zobaczysz to drzewo.
Kapitan uwierzył słowom kuzynki, wiedząc, że mówiła prawdę.
— Istotnie, widać drzewo, — powiedział Pointdekster. — Mister Sansom, proszę skierować wozy w tę stronę!
Niezadowolony kapitan uderzył konia ostrogami i pomknął naprzód.
— Pozwól mi tę kartkę, Henryku, — rzekła cichutko Luiza, a gdy Henryk spełnił jej prośbę, przeczytała: