Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie dały na siebie długo czekać. Najpierw chyłkiem i ostrożnie, a następnie śmielej i po kilku naraz, zaczęły wyskakiwać z zarośli i skupiać się pod drzewem, kłapiąc zębami i oblizując się. Wkrótce było ich już całe stado. Jedne wdrapywały się na drzewo, inne podskakiwały wprost do hamaka. Gerald doznawał przykrego uczucia. Wiedział, że grozi mu niechybna śmierć, jeżeli nie z głodu i wycieńczenia, to w krwiożerczych pyskach rozwścieczonych zwierząt. Na szczęśliwy powrót psa nie można było liczyć, bowiem Tara mógł zabłądzić, albo sprowadzić człowieka bardziej niebezpiecznego, niż dzikie zwierzęta.
Lecz oto zgoła nieoczekiwanie wilki zniknęły gdzieś, tylko słychać było w dalekich zaroślach ich wycie. Czy wrócił Tara? A z nim i służący Felim? Gerald rozejrzał się dokoła, ale przez gęstwinę gałęzi nic nie mógł dojrzeć. Wzrok jego padł na strumień ożywczej wody i poczuł silne pragnienie. Jęcząc z bólu zesunął się na ziemię i przyczołgał się do brzegu. Lecz nagle wstrząsnął nim dreszcz trwogi. Z za drzew skradał się, jak wąż, gotowy do skoku jaguar i przejmujące zgrozą ślepia miał utkwione w swą upatrzoną zdobycz. Ucieczka była fizycznem niepodobieństwem, hamak zaś również nie chronił przed niebezpieczeństwem, ponieważ jaguary skaczą po drzewach z taką samą zwinnością, jak po ziemi. Jeszcze jeden skok, jeszcze jedna chwila i — jaguar wszczepi swe straszne zębiska w żywe ciało człowieka. Nie wiedząc, co począć, Gerald bezwiednie rzucił się