Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słyszałem, że łowca mustangów posiada doskonałą spiżarnię. — zauważył czwarty Indjanin.
Uwaga ta podziałała magicznie, bo wszyscy czterej ruszyli do drzwi i, podparłszy się ramionami, zaczęli je wyłamywać. Na niczem jednak spełzły ich wysiłki; bo drzwi były nietylko zamknięte, ale zabarykadowane jakimś ciężarem. Wtedy Indjanie wyrżnęli we drzwiach olbrzymi otwór, odsunęli z łatwością przeszkodę i weszli do izby. W świetle księżyca ujrzeli leżącego na podłodze człowieka.
— Śpi? — spytał półgłosem jeden z rozbójników.
— Gdzie tam! Pijany, jak bela! — rzekł wódz, pochylając się nad leżącym. — Widywałem go przedtem i wiem, że jest to służący Geralda. Pana niema w domu, więc spił się ile dusza zapragnęła. Ale i nam przecie cośkolwiek zostawił. Patrzcie-no, chłopcy, nie omyliłem się! Oto niedopita butelka.
Przyjaciele bezzwłocznie zabrali się do picia resztek whisky i rozsiadłszy się na czem kto mógł zaczęli oczekiwać na gospodarza domu. Jakiż jednak był cel ich wizyty w osiedlu łowcy mustangów o tak spóźnionej porze? Z rozmowy tych tajemniczych Indjan można było łatwo wywnioskować, że przybyli tu, aby Geralda zamordować. Ale czas już odsłonić prawdę. Wodzem Komanczów był we własnej osobie handlarz, Miguel Diaz, reszta zaś — jego towarzysze z których każdy miał obiecane po sto dolarów za pomyślne dokonanie wyprawy. Przebrali się w stroje dzikich Komanczów umyślnie, aby zmylić za sobą ślady, w razie pogoni, i nie dać się poznać.