Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dlatego wolała milczeć. Ale w miarę, jak czas upływał, a Henryka nie było widać, zaczęła się niepokoić ogromnie, pełna sprzecznych przypuszczeń i złych podejrzeń.
Nagle do pokoju wpadł Pluton zdyszany i wystraszony śmiertelnie.
— Co się stało? — skoczył do niego Pointdekster. — Mów!
— Młodego pana niema, — wykrztusił wreszcie służący — ale... koń jego... jest przed bramą.
— Co to ma znaczyć! Gadaj po ludzku!
— Mister Woodley, ja się boję, że koń zgubił swego jeźdźca.
— Głupstwa pleciesz! — żachnął się plantator. — Henryk zbyt dobrze jeździ konno, aby pozwolić się wyrzucić z siodła.
— Tego nie mówię, mister Woodley, ale... niech pan sam pójdzie zobaczyć!
Gdy plantator, Luiza i Calchun znaleźli się przy bramie, ogarnęła ich nagle zgroza. Koń był cały spieniony, uderzał niespokojnie kopytami i parskał tak nerwowo, jak gdyby umknął przed czemś strasznem! Na szerści i na siodle miał krople i plamy zaskrzepłej krwi, co nie pozwalało już wątpić, że krew ta, której znaki roztropne zwierzę przyniosło do domu — jest krwią Henryka Pointdekstera.