Isadora jest mi wdzięczna za pewną przysługę, jaką jej kiedyś wyświadczyłem.
— Jaką przysługę, mister Gerald?
— Kiedyś została w prerji okrążona przez tłum pijanych Indjan i dzięki zgoła przypadkowej obecności mojej zdołała się uratować z tak przykrej sytuacji.
— I pan to nazywa przykrą sytuacją. Jaka skromność przemawia przez pana. Gdyby ktokolwiek mnie wyświadczył taką przysługę, byłabym...
— Proszę, niech pani dokończy.
— No, pokochałabym takiego człowieka.
— W takim razie pragnę, ażeby pani znalazła się w ręku Indjan i żebym mógł wyratować panią.
— Pan żartuje, mister Gerald. Nie jestem już dzieckiem. Proszę mówić szczerze!
— Mówię najzupełniej szczerze.
Luiza Pointdekster przegięła się w siodle i podała usta Geraldowi.
— Niech pan robi ze mną co chce, ja kocham pana! Kocham pana! — powtórzyła szeptem, ale z mocą.
Dzicy Indjanie często napadali osiedla plantatorów, zmuszając ich do ciągłego pogotowia. I teraz po długiej przerwie plemiona czerwonoskórych zaczęły wałęsać się bandami. Wiadomość o tem otrzymała między innymi i rodzina Pointdek-