Strona:PL Racine-Fedra.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

TEZEUSZ: Poza słupy Alcyda przenieś swe siedlisko!
Jeszcze obecność zdrajcy będzie mi za bliską.
HIPOLIT:
Pod najstraszliwszej zbrodni zarzutem tak srogim
Gdzież szukać mi przyjaciół, gdyś ty mi jest wrogiem?
TEZEUSZ:
Idź, szukaj sobie druhów, których serce zgniłe
Porubstwo, kazirodztwo ma za cnoty miłe,
Zdrajców bez czci i wiary, których dusza podła
Warta jest, by takiego pana nosić godła!
HIPOLIT:
Mówisz wciąż o porubstwie i hańbie wszelakiej —
Milczę. Jednakże Fedra z matki idzie takiej,
Wiedzie się z rodu, w którym — komuż to jest tajne? —
Bardziej, niż w moim, sprawy owe są zwyczajne.
TEZEUSZ:
Jakto? Jeszcze wściekłości twej się nie przebrało?
Po raz ostatni, znikaj z mych oczu, zakało!
Precz, nie czekaj, aż ojca zmusi ta sromota,
By cię kazał haniebnie wyszczuć het, za wrota!


SCENA III.

TEZEUSZ: (sam)
Nędzny, ku zgubie swojej pomykasz tak żywo!
Neptun na rzekę, nawet dla bogów straszliwą,
Zaklął się i poprzysiągł — ufam, że nie zwodził:
Bóg-mściciel wślad twój spieszy, darmobyś uchodził.
Kochałem cię i czuję mimo twe przewiny,
Iż serce z drżeniem czeka straszliwej godziny...
Ale na gniew i pomstę nadtoś już zasłużył:
Któryż syn wiary ojca tak szpetnie nadużył?
Wielkie nieba, co moją męczarnię widzicie,
Jaż to wydałem na świat tak niegodne dziecię?