Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak wiersz bez myśli w pieśni modnej —
Tak gładki jest zimowy szlak.
Bieg naszych trójek niezmęczony,
Siarczyście mkną Automedony, —
Miga wiorstowych słupów rzęd,[1]
Niby sztachety — taki pęd!
Lecz ba! pocztówki koszt przestrasza
Larynę... (Miała racyi krztę)...
Własnymi końmi wlokła się...
Nudziła się też Tania nasza;
Milczy wciąż w drodze... Matka śpi...
Jechały tak przez siedem dni...


XXXVI.

Lecz blizko już... Już coraz bliżej
Jest biała Moskwa... Płoną już
W powietrzu blaski złotych krzyży
Na starych szczytach wszerz i wzdłuż.
Jam już nie prosił, bracia, o nic,
Gdy raz mi w oczy cerkwi, dzwonnic,
Pałaców, parków szereg wpadł...
Lecz później, w biegu młodych lat,
Wygnaniec, gorzkie pędząc chwile,
Gdy serce gryzł tęsknoty wąż,
Moskwo, o tobie-m myślał wciąż!
Moskwo!... w tym jednym dźwięku tyle
Dla rosyjskiego serca drży!
I tyle ech w tym dźwięku brzmi!

  1. »Miga wiorstowych słupów rząd i t. d.« porównanie pożyczone od K., znanego z bujnej fantazyi. Opowiadał on, że będąc raz posłem Potemkina do cesarzowej, jechał tak prędko, że koniec jego szpady, wysunąwszy się, dzwonił po słupach wiorstowych, jak po palach częstokołu, (p. a.).