Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy ranną rosą błyszczy kwiat,
Pod rękę razem idą w sad.
I cóż?... Miłością upojony,
Leński uczuwa rzewny wstyd;
Już w tem śmiałości widzi szczyt,
Gdy jej uśmiechem zachęcony,
Ustami dotknie skraju szat,
Lub w lok rozwity wplecie kwiat.


XXVI.

To romans czyta jej moralny
Głosem przejętym, pełnym zmian;
Naturę autor idealny
Skreślił tam tak, jak Chateaubriand.
A jednak po dwie, po trzy strony,
Przepuszcza on — zarumieniony,
Wietrząc w nich pustej bredni siew,
Groźny dla serca młodych dziew.
Albo przy szachach, gdzieś w altanie,
Siedzą... schylone głowy w dół,
Łokcie oparte są o stół...
I Leński, wpadłszy w zadumanie,
Wyciąga roztargnioną dłoń:
Własną królowę bije koń!


XXVII.

Do domu jedzie; jego myśli
I tam zajmuje Ola znów: