Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego w jej okno. Spuściła głowę i znów zajęła się robotą; po pięciu minutach spojrzała znowu; młody oficer stał na tem samem miejscu. Nie mając nałogu kokieterji z przechodzącymi oficerami, przestała patrzeć na ulicę i szyła blisko dwie godziny, nie podnosząc głowy. Podano obiad. Wstała, zaczęła sprzątać krosna i spojrzawszy mimochodem w okno ujrzała znów oficera. Wydało jej się to dość dziwne. Po obiedzie podeszła do okna z uczuciem pewnego niepokoju, lecz oficera już nie było — i zapomniała o nim... Po dwu dniach, wychodząc z hrabiną do karety, ujrzała go znowu. Stał przy samym podjeździe, zasłoniwszy twarz bobrowym kołnierzem; czarne jego oczy błyszczały z pod kapelusza. Liza Iwanowna przestraszyła się, sama nie wiedząc, czego, i wsiadła do karety z niewytłomaczonem drżeniem.
Wróciwszy do domu, podbiegła do okna — oficer stał na dawnem miejscu, ze wzrokiem skierowanym na nią; odeszła dręczona ciekawością i poruszona zupełnie nowem dla siebie uczuciem. Od tego czasu nie minął dzień, aby młody człowiek nie zjawił się o pewnej godzinie pod oknami ich domu. Między nim a nią, nawiązały się bezwiedne stosunki. Siedząc na swem miejscu przy pracy, czuła jego zbliżanie się, podnosiła głowę i patrzyła na niego z każdym dniem dłużej i dłużej. Młody człowiek, zdawało się, był jej wdzięczny za to, ona zaś widziała wzrokiem młodości, jak szybki rumieniec pokrywał jego bladą twarz za każdym razem, gdy spotkały się ich spojrzenia. Po tygodniu uśmiechnęła się do niego...