Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/044

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Czy wszyscy są tutaj? zapytał Dubrowski; czy nikt nie został w domu?
    — Nikt prócz urzędników, odpowiedział Grisza,
    — Dajcie tu siana lub słomy, rzekł Dubrowski.
    Ludzie pobiegli do stajni i powrócili z pękami siana.
    — Podłóżcie pod węgieł, ot tak. Ano, dzieci ognia!
    Archip tworzył latarnię, Dubrowski zapalił łuczywo.
    — Czekaj, rzekł do Archipa, zdaje się, że w pośpiechu zamknąłem drzwi do sieni, idź czemprędzej i otwórz je.
    Archip pobiegł do sieni, drzwi były otwarte. Archip zamknął je na klucz, mrucząc półgłosem: „Acha, niby to otwórz“ i powrócił do Dubrowskiego.
    Dubrowski przytknął łuczywo, siano zajęło się, płomień wzbił się i oświecił cały dziedziniec.
    — Ach, ach, żałośnie zakrzyczała Jegorówna: Włodzimierzu Andrejewiczu, co ty robisz!
    — Milcz! rzekł Dubrowski. Ano, dzieci, żegnajcie, idę dokąd Bóg poprowadzi, bądźcie szczęśliwi przy waszym nowym panu.
    — Ojcze ty nasz, karmicielu, krzyczeli ludzie, umrzemy — nie opuścimy cię, idziemy z tobą!
    Zajechały konie i wyjechali z podwórza.
    W jednej chwili płomienie ogarnęły cały dom. Zatrzeszczała, popękana podłoga; płonące bierwiona zaczęły padać; czerwony dym wzbił się nad dachem; rozległ się żałosny jęk i krzyki: „pomocy! pomocy!“