Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i tak ją kochał, ale musi oderwać się od wszystkiego, z czem się zrosła i pójść za tym, dla którego wszystko, wszystkie zbrodnie popełnić byłaby w stanie i wszystkie męki przecierpieć i znieść najstraszniejsze tortury ale już na zawsze z nim pozostać musi.
A on, jakby słyszał, co jej dusza łka i płacze: powiedział głośno.
— Tak i Amen.
— Tak i Amen, powtórzyła Hanka dalekiem echem. A nagle, jakby jakaś straszna przepaść przed nią się roztworzyła: Widziała, jak pędzą jakąś bezkreśną, śnieżną, trupią równiną, jakby poprzez olbrzymie białe wieko, które człowieka żywcem pogrzebanego przytłacza. Włosy jej zjeżyły się na myśl o tym, który sobie tam gdzieś pod ziemią, czy też pod straszną skorupą lodu członki z rozpaczy obgrzyza i wije się w konwulsjach boleści, jęczy, krzyczy i pierś szarpie.
Tchu jej zabrakło, całe ciało prężyć się jęło, głuchy, beznadziejny obłęd zaległ mglistemi opary mózg.
Takie wolne, wolne, straszliwe konanie.
Żywcem go pogrzebali.
Kto?
A serce krwią bluzgnęło: ja i on.
Hanka siedziała wciśnięta w róg kanapy, coraz straszliwsze wizje przesuwały się przed jej oczyma. Śniła, że umarła.
Czuła, jak zwolna dusza jej w straszliwej męce odrywała się od ciała, jak dusza jej już z ciała wyzwolona była jeszcze tysiącem nici z ciałem połączo-