Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na. Serce pękało od nadmiaru męczarni, kiedy zwolna w straszliwych katuszach te nici jedna po drugiej się rwały.
A serce krwawiło.
Widziała przed sobą to bezgraniczne morze, to straszne, trupie morze pod białym wiekiem trumny, w któremby całe dotychczasowe życie pogrześć musiała...
Pogrześć!.. Na Boga! Pogrześć już na zawsze. Czuła, że on słucha jej myśli i widzi jej wizje i wpiła się w duszę jego błędnemi oczyma.
On siedział w ciężkiem zamyśleniu, a przez duszę jego przelewały się czarne bałwany spienionego jeziora. Raz po raz padła wściekła błyskawica jakiejś przerażającej myśli, raz po raz czuł jak się ziemia pod nim usuwa, albo też szaleje w wybuchu wulkanu. Ale, jak jakiś daleki majak, który mu kiedyś na morzu wyczarował przed oczy płonące cuda nigdy niewidzianych krain, rozmaił mu duszę gorącą wiosną, czar wielkiej, twórczej miłości.
Hanka piła z jego oczu to wszystko, co się w duszy jego działo.
To morze: to grób.
Spojrzał na nią przeciągle i powiedział.
Dla nas grobem nie będzie, dla nas stanie się ciężką mrozem, bólem i straszną męką ściętą drogą, ale drogą do krain wiecznej wiosny, do krainy tysiąca jezior, w których twa piękność odbijać się będzie, do kraju dziewiczych lasów, które nad twą złocistą główką