Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po długiej męce dobiorą, to wtedy dopiero otwiera się ponad ich oczyma straszna rzeczywistość, bolesna rosterka, hańba, potępienie?
Czerkaski zaklął i wikłał się w nowych pytaniach. Co za sens ma ta straszna męka życiowa?
Co za jakieś szatańskie przeznaczenie, los, czy djabli wiedzą co, kojarzy na to kobietę i mężczyznę, by ich dręczyć, powoli i z więcej niż szatańskiem wyrafinowaniem i okrucieństwem w serca ich nóż zatapiać.
Co to wszystko ma znaczyć?
I z wstrętem myślał o kobiecie, zmuszonej prawem przebywać u boku niekochanego męża. Wyobrażał sobie te dreszcze lęku, cały smutek tej nędzy. Ha... ha... dobór płciowy!
Tak, panie Darwin, gdyby pańska teorya w życie społeczne ludzkości wcielić się dała, to miłość nie byłaby tak zohydzoną, jak jest teraz, a święty akt miłości, któremu wszyscy zawdzięczamy życie, to przez nas tak ukochane życie, nie byłby plugawą rzeczą za jaką wszyscy go uważają.
A piękność ciała ludzkiego nie byłaby naczyniem brudu i śmieci, które rozpustne ręce rozgrzebują.
I gorącem westchnieniem zapragnął czystych ust, któreby najrozpustniejsze słowa mogły wymawiać z taką czystością, z jaką kiedyś w dzieciństwie pacierz odmawiały.
Zatęsknił gorąco za pięknością starej Helady, tej która w Sympozjon Platona w gorących a boskich pieniach na cześć miłości, tak święty wyraz znalazła.