Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcę ją wybadać, czy nie zamyśla popełnić jakiegoś szaleństwa — ale widocznie czuła całą moją szczerość i współczucie, bo nagle zapytała: cóż on?
— Kto on?
Spojrzała na mnie strasznie smutno.
— Bardzo chory — powiedziałem. — Miał ciężkie zapalenie płuc.
Pobladła, ręce jej drżały, na ustach miała skrzywiony, jakby zakamieniały uśmiech.
— A teraz? — spytała po chwili.
— Przychodzi do siebie — powiedziałem — ale bardzo osłabiony.
Dziwne, jak ta słaba, wątła kobieta umie się opanować; była chwila, że mi się zdawało, iż omdlałą podchwycę w ramiona.
— I cóż dalej, cóż dalej? — Czerkaski drżał jak w febrze.
— Nic więcej. Jej mąż nadszedł.
Twarz Czerkaskiego mieniła się ustawicznie.
— Co ci jest? — Szarski przyskoczył ku niemu.
— Nic, nic. Jestem tylko bardzo osłabiony. Mój drogi, pozwól, że zostanę sam. — Zamknął oczy i zdawał się usypiać.
Szarski wyszedł po cichu.