Strona:PL Przybyszewski-Goście.djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Park. Noc księżycowa. W dali rzęsiście oświetlony pałac. Po parku przesuwają się z uśmiechem i gwarem pary ludzi — wchodzą do pałacu, to znowu wychodzą. Na scenę wchodzi dwóch starców, siadają na ławie.
SCENA PIERWSZA.
STARZEC I i STARZEC II.

STARZEC I. Jak to się wszystko zmienia na świecie. Pamiętam ten pałac, kiedy jeszcze żył stary hrabia. Panie, jakie tu serdeczne, a wesołe były bale... Ale odkąd go ci nowi przybysze kupili — wszystko się zmieniło. Mnie tu coś ciągnie, taki jakiś stary nałóg, ale mi tu już nie miło.
STARZEC II. Skąd oni się tu wzięli?
STARZEC I. Niewiadomo. Spadkobiercy hrabiego właśnie pałac wystawili na licytacyę — oni przyjechali — Bóg wie skąd, no — i kupili...
STARZEC II. W pałacu ukrywa się jakaś tajemnica.
STARZEC I (zamyślony). Jak tu było wesoło! Pamiętam, jak się przed trzydziestu laty tu bawiłem — och, to był inny dom, jak teraz — inny, inny...